- Katarzyna Zachacz, pochodząca z Podkarpacia, a obecnie mieszkająca na Wyspach, napisała książkę, która dotyka ważnego społecznie problemu, jakim jest anoreksja
- „Z anoreksją na pokładzie” to dziennik choroby, który pozwala zrozumieć, co dzieje się w psychice chorującej osoby
- „Proces wychodzenia z anoreksji nie jest liniowy. Wręcz przeciwnie – jest niesamowicie wyboisty i ekstremalnie trudny” – tłumaczy autorka książki
Dagmara Łacny: W debiutanckiej książce „Z anoreksją na pokładzie”, która ukazała się w sierpniu tego roku, napisałaś, że osobom, które cię znały, nigdy nie przyszłoby do głowy, że zmagasz się z anoreksją? Jak szybko (albo jak późno) zorientowali się najbliżsi, że dzieje się z tobą coś niedobrego?
Katarzyna Zachacz: Zaburzenia odżywiania bardzo łatwo można ukryć przed światem. W pracy oraz w gronie znajomych udawało mi się grać cały czas uśmiechniętą i zadowoloną z życia dziewczynę, która realizuje coraz to ambitniejsze cele i nie ma na co narzekać w życiu. O mojej chorobie wiedziało tylko kilka osób z mojego najbliższego otoczenia, przed którymi po prostu nie mogłam jej ukryć. Pierwsze komentarze na temat mojego obsesyjnego zachowania usłyszałam od byłego partnera, który zauważył, że mój stosunek do jedzenia i aktywności fizycznej przerodził się w coś niebezpiecznego. Ta obsesja zaczęła rządzić nie tylko moją codziennością, ale też naszym związkiem i moimi relacjami z bliskimi. Nie pozwalałam sobie na jedzenie w ich gronie i nie mogli przyrządzać mi posiłków, ponieważ nie wiedziałam, ile dana potrawa ma kalorii. O wyjściach do restauracji nie było mowy. Takie zachowania tylko umocniły moich najbliższych w przekonaniu, że dzieje się coś złego. Początkowo odrzucałam wszelkie uwagi partnera, jednak kiedy moja mama podzieliła jego zdanie, powoli zaczęłam dostrzegać, że mają rację.
Cały artykuł przeczytasz na ofeminin.pl